Powinien być karny czy być go nie powinno? Dawno żadna decyzja arbitra nie rozgrzała i nie podzieliła Starego Kontynentu tak bardzo jak rzut karny podyktowany przez sędziego Michaela Olivera na korzyść Realu Madryt, w doliczonym czasie do II połowy ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Juventusem. Czy nastroje kibiców w Europie nie byłyby lepsze, gdyby tę decyzję poprzedziła analiza wideo?
Opinia światowa po rzucie karnym podyktowany w doliczonym czasie gry wczorajszego meczu jest podzielona.
"Marca" (nie bez znaczenia jest miejsce wydania: Madryt): "To był karny!"
"Sport" (miejsce wydania: Barcelona) : "Kradzież stulecia!"
"Corriere dello Sport" (miejsce wydania Rzym): "Co za kradzież!"
Do tego "La Gazzetta dello Sport" zastanawia się, dlaczego Real tak bardzo sprzeciwia się systemowi VAR.
Moim zdaniem sędzia nie wytrzymał, ale to była sytuacja z gatunku tych, w których wybroniłby się z każdej decyzji. "Czysty karny - obrońca spóźniony, atakuje z tyłu, nie sięga piłki". "Jaki karny?! Napastnik miał kłopoty z opanowaniem piłki, przestraszył się odpowiedzialności i pod byle pretekstem się przewrócił. Pchnięty był z lewej, a upadł do przodu."
Przy okazji "jedenastki" podyktowanej przez Michaela Olivera zastanawia mnie bardziej to, dlaczego UEFA tak bardzo zwleka z prowadzeniem systemu VAR?
Czyż to nie komiczne, że powtórki wideo eliminują błędy sędziów w biednej jak mysz kościelna Ekstraklasie, a nie ma ich w najbogatszej lidze świata, jaką jest Champions League? Czy UEFA nie powinna wyjść z drewnianych chatek, z jakich naszą piłkę wyprowadzał 11 lat temu Leo Beenhakker?
W zeszłym sezonie UEFA wypłaciła klubom za grę w Lidze Mistrzów 1,3 miliarda euro netto. Jej wpływy z tych rozgrywek były zatem znacznie niższe. Ekstraklasa od sponsora telewizyjnego otrzymuje rocznie 150 mln zł (ok. 37 mln euro), a kolejne 10 mln zł trafia do niej od sponsora tytularnego Lotto.
Dla UEFA wprowadzenie systemu VAR to zwykłe naciśnięcie zielonego guzika, wypowiedzenie magicznego "tak", a koszty będą wręcz nieodczuwalne. Zyski? Wyeliminowanie błędów, spokój w ocenie pracy sędziów, brak podejrzeń o intencjonalne robienie błędów.
Dzięki zabiegom kilku sprytnych ludzi z PZPN-u, na czele z Łukaszem Wachowskim, w trzy i pół miesiąca udało się wprowadzić VAR. Tu i teraz, w Polsce. Przy wydatkach znacznie niższych niż te, jakie pochłonął system w Niemczech i Włoszech. Mówią, że Polak jednak potrafi i całe szczęście.
UEFA woli czekać. Wyznaje widocznie zdanie owej staruszki, która nie zdążyła na pociąg i powiedziała: "Lepiej późno niż wcale".